Profesjonalizm, wirtuozeria, doskonałość, każdy z osobna -(Frip, Levin, Collins, Jakszyk, Mastelotto, Stacey, Harrison ) .. i jako zespół.
Wojciech Kapała - kwiecień 2010
,,... Moje lepiej wychowane „ja” powiedziałoby, że z wiedzą muzyczną w narodzie jest źle. A to moje gorsze, powiedziałoby bez ogródek (albo ogródków) - jesteśmy w głębokiej dupie. Muzycznej.
Rock progresywny to muzyka wymagająca. Przede wszystkim osłuchania, a szczególnie w klasyce gatunku. A szczególnie dlatego, że wszystko co najlepsze w tej muzyce już było. I to często ze czterdzieści lat temu. Brak osłuchania w klasyce uniemożliwia prawidłowy stosunek do teraźniejszości. Jasne. Nic na siłę, nie od razu Kraków zbudowano. Jeżeli jednak ktoś łapie bakcyla, powinien jak najszybciej zająć się pozycjami klasycznymi – chce się aspirować do „elyty” (a czasem prog-fanom wydaje się że takową są), to trzeba włożyć trochę więcej własnej pracy – nie ma lekko. ..."
Polecam cały artykuł Elementarz progresywny - Część 1. 👉 ArtRock.pl
Przedstawiłem jedynie fragment fekietonu Kapały z pierwszej części. Pan Wojtek "popełnił" trzy i jak zapewnia, ta trzecia jest ostatnim !?
Dla wytrwałych, ciekawskich 3 felietony ,,Eementarza" 👉 (link) ArtRock
W tych czasach, na przełomie lat 60. i 70., prawdziwym oknem na świat było Radio Luxembourg – legendarna stacja, która szeptem, przez szumy i zakłócenia, przemycała zachodnią muzykę za żelazną kurtynę.
To tam po raz pierwszy usłyszałem coś innego: bigbit, rock and roll, muzykę, która brzmiała jakby z innego wszechświata.„Radio tranzystorowe” - małe, kieszonkowe radio na baterie - to był wtedy prawdziwy skarb.
Jakość dźwięku? Fatalna. Zakłócenia? Na porządku dziennym.
A wszystko to dzięki troskliwej opiece władz komunistycznych, które starały się „uchronić polską młodzież przed zgubnym wpływem zgniłego Zachodu”.
Ale dla nas - młodych, ciekawych świata - to właśnie te zakłócone dźwięki były początkiem podróży.
Podróży, która dla mnie trwa do dziś - przez fortepian, gitarę, rock, jazz, aż po wspólne tworzenie z muzykami, z aparatem w ręku.
Pierwszą kupioną przeze mnie płytą (longplayem) był „Dziwny Ten Świat” Czesława Niemena.
Potem z zapartym tchem śledziłem jego twórczość i kupowałem wszystkie kolejne wydawnictwa. Od 1967 roku niemal co roku ukazywała się nowa płyta! Pamiętam, z jaką niecierpliwością wyczekiwałem każdej kolejnej.
Wiele z tych płyt mam do dziś – choć są już nieco zniszczone, wciąż mają dla mnie ogromną wartość, przynajmniej emocjonalną!
Dziwny Jest ten świat - 1967
Sukces - 1968
Czy mnie jeszcze pamiętasz - 1969
Enigmatic - 1970
Niemen - 1971
Oda to Venus - 1973
Niemen vol.1 - 1973
Niemen vol.2 - 1973
Niemen Aerolit - 1974
Katharsis - 1975
Idee fixe - 1977
Postscriptum - 1980
Przeprowadzka - 1982
Terra Deflorata - 1989
spodchmurykapelusza - 2001
Album „Niemen Enigmatic” z 1970 roku, a zwłaszcza utwór „Bema pamięci żałobny - rapsod” do słów Cypriana Kamila Norwida, był dla mnie przełomowym doświadczeniem. Mając 17 lat, poczułem, jak muzyka może przenikać duszę i kształtować tożsamość.
Ten utwór, trwający ponad 16 minut, łączył poezję z rockiem progresywnym, jazzem i elementami muzyki sakralnej.
Był to dźwiękowy pomnik dla generała Józefa Bema, a zarazem dla całego pokolenia poszukującego głębszego sensu w sztuce.
Pamiętam, jak z zapartym tchem słuchałem tej kompozycji, czując, że moje życie dzieli się na „przed” i „po” tym rapsodzie. To był moment, który na zawsze zmienił moje postrzeganie muzyki i sztuki.
Do dziś, mimo upływu lat, emocje związane z tym utworem pozostają żywe. „Bema pamięci żałobny – rapsod” to nie tylko muzyka, to doświadczenie, które kształtuje i inspiru
25 czerwca 1973
Muzyka, która nie prowadzi prosto.
Muzyka, która nie gładzi uszu, ale zadaje pytania.
Muzyka, która - gdy trafi w odpowiedni moment życia - zostaje.
Na zawsze.
Tak było u mnie - gdzieś na przełomie 1972/73 roku.
Po raz pierwszy usłyszałem King Crimson.
Nie wiedziałem jeszcze, że usłyszę ich... przez całe życie.
Dziś mija ponad pół wieku od tamtego spotkania.
Zmieniałem się ja, zmieniała się muzyka. Ale ten pierwszy impuls został.
Z czasem dołączyli inni - mistrzowie dźwięku i nastroju.
Ale to Crimson było i pozostaje w sercu najbliżej.
Może dlatego, że nigdy nie dawali gotowych odpowiedzi.
A może dlatego, że ich dźwięki malowały przestrzeń, w której czułem się u siebie.
Czasem zagubiony. Czasem spokojny. Zawsze poruszony.
-znalezione w necie
Właśnie o tym okresie (październik 1994) -gdy już myślałem, "nigdy nie zobaczę King Crimson na żywo" na stronie zespołu, wspomnienia sprzed 25 lat o powstawaniu płyty THRAK. (Strona jest po angielsku, ale dziś – w razie potrzeby – można ją bez problemu przetłumaczyć na dowolny język)
Czesław Niemen był dla mnie kimś więcej niż tylko artystą - był przewodnikiem, który wprowadził mnie w świat muzyki i sztuki. Jego twórczość, pełna głębokich emocji i oryginalności, kształtowała moje postrzeganie świata i inspirowała do poszukiwań własnej drogi.
W 2010 roku, zainspirowany wspomnieniami, trafiłem do restauracji „Gdańska” w Oberhausen. To miejsce, pełne polskiego ducha i kultury, stało się dla mnie przystanią, gdzie mogłem dzielić się swoją pasją z innymi. Spotkałem tam wielu niezwykłych ludzi, dla których muzyka Niemena również była ważna.
Dzięki Niemenowi odkryłem, że muzyka to nie tylko dźwięki, ale i emocje, wspomnienia oraz ludzie, których spotykamy na swojej drodze. Jego twórczość nadal towarzyszy mi w codziennym życiu, inspirując do działania i dzielenia się pasją z innymi.
2010
13.06.2015 Oberhausen. 15 lat Res. Gdanska
-czyli jak fortepian, gitara, Niemen stworzyli moją muzyczną drogę
Zanim zakochałem się w gitarze, był fortepian.
Jako kilkuletni chłopak uczyłem się grać z nut. Proste melodie - nic wielkiego - ale grałem z zaangażowaniem i dziecięcym zachwytem.
Dziś niewiele z tamtej nauki pozostało w palcach, ale jedno przetrwało: miłość do brzmienia klawiszy.
Fortepian do dziś porusza mnie swoją przestrzenią, siłą i ciszą między dźwiękami. Lubię w nim to, czego nie da się wyrazić słowami.
Później, już jako nastolatek dorastający w latach 60-70, wpadłem po uszy w świat rocka - przede wszystkim rocka progresywnego.
To była muzyka buntu, wyobraźni i wolności. Dźwięk, który trafiał prosto w serce i pulsował w żyłach.
Gitara stała się dla mnie wtedy najpiękniejszym, najlepiej brzmiącym instrumentem na świecie - ale, prawdę mówiąc, wszyscy chłopcy wówczas chcieli grać na gitarze.
W tamtym czasie tzw. dęciaki - trąbki, saksofony, puzony - kojarzyły mi się raczej z orkiestrą dętą Ochotniczej Straży Pożarnej
(bez urazy dla szanownych druhów).
Tak, wiem – już wtedy pojawiały się w rocku progresywnym, czasem bardzo wyraźnie - ale... Liczyła się gitara.
Z Niemenem nie tylko słuchałem muzyki - ja z nim dorastałem.
Rozwijałem się wraz z jego twórczością - od pierwszych nagrań z pogranicza piosenek latynoskich i rosyjskich, przez rockowe inspiracje, aż po utwory prawdziwie wizjonerskie.
Pamiętam dobrze, jak „Bema pamięci żałobny - rapsod” był dla mnie prawdziwym wstrząsem - nie tylko muzycznym, ale emocjonalnym.
Wiedziałem już wtedy, że Niemen nie idzie drogą popkultury - on otwiera drzwi do czegoś głębszego.
Jego późniejsze płyty były pełne improwizacji, brzmieniowych poszukiwań, wolności.
Dla mnie - to była brama do jazzu.
King Crimson, Pink Floyd, SBB, a przede wszystkim Czesław Niemen - to byli moi przewodnicy.
A potem przyszli kolejni - Yes, Jethro Tull, Mike Oldfield, Jon & Vangelis, The Doors...
Pamiętam ten moment, kiedy z zachwytem odkrywałem, że Niemen również był zafascynowany Rickiem Wakemanem z Yes - tym samym, który tworzył długie suity o żonach Henryka VIII.
To była muzyka, która opowiadała historie nie tylko tekstem, ale też formą, strukturą, klimatem.
To właśnie w tamtych latach - w progresywnym rocku - zaczęła coraz wyraźniej pojawiać się muzyka klasyczna: monumentalne partie organowe, cytaty z Bacha, Mozarta, symfoniczne konstrukcje utworów.
Emerson, Lake & Palmer, Procol Harum, Focus - oni wszyscy sięgali po klasykę bez kompleksów, łącząc ją z elektryczną siłą rocka.
Dziś wracam do tych połączeń z przyjemnością.
Co więcej - chętnie słucham Chopina i innych wielkich klasyków.
Otworzyłem się na tę muzykę, bo ona także niesie emocje - tylko w innym, może subtelniejszym języku.
Ale dziś… dziś uwielbiam także jazz.
Może dlatego, że obecnie potrzebuję czegoś bardziej otwartego, mniej przewidywalnego.
Jazz daje mi przestrzeń. Pozwala nie tylko słuchać, ale być w muzyce.
To dla mnie jak rozmowa bez słów.
Jest wolnością - nie buntowniczą, jak rock, ale dojrzałą, refleksyjną.
To muzyka, która daje miejsce na oddech, na zadumę, na bycie tu i teraz.
Uwielbiam te dźwięki, które nie opowiadają historii wprost, ale zostawiają przestrzeń dla mojej własnej.
Jazz nie narzuca - on zaprasza.
I tak jak kiedyś wsłuchiwałem się w gitarowe solówki, dziś z tą samą pasją podążam za jazzowym dialogiem między kontrabasem a fortepianem.
Rock otworzył mnie na emocje - jazz nauczył, jak je kontemplować.
Co ciekawe - dziś moje muzyczne życie nie ogranicza się do słuchania.
Obracam się wśród muzyków różnych światów - klasyki, jazzu, rocka.
Współpracuję z nimi, przyjaźnię się, słucham, uczę się.
Jestem obecny tam, gdzie rodzą się nowe utwory. Wręcz uczestniczę w tych sesjach - jako świadek i współuczestnik.
Ale zawsze zabieram ze sobą aparat fotograficzny - to mój sposób na rejestrowanie emocji, spojrzeń, chwil, które muzyka wywołuje.
I to ogromny przywilej.
Ta różnorodność jest dla mnie bogactwem.
Bo każdy z tych artystów - niezależnie od gatunku - niesie w sobie prawdę dźwięku.
I to właśnie do niej mam dziś największy szacunek.
Moja muzyczna droga zatoczyła krąg.
Zmieniły się brzmienia, instrumenty, formy - ale jedno pozostało niezmienne:
muzyka to dla mnie sposób istnienia.
Nadal słucham sercem.
16.II.1939 - 17.I.2004
-jak jeszcze długo
skrzypiący frazes
takie jest życie
jedynym będzie usprawiedliwieniem
niedorzecznej śmierci
człowieka
-Cytat pieśni Epitafium (Pamięci Piotra), w bezsilnej rozpaczy po śmierci muzyka Piotra Dziemskiego, z którym szczególnie dobrze się rozumiał.
Życiorys Piotra - w/g Wikipedia
,,W lipcu 1973 r. Czesław Niemen zaproponował Piotrowi Dziemskiemu stałą współpracę. Piotr od razu zaaklimatyzował się w zespole, którego trzon stanowili muzycy katowickiej grupy Krzak i już we wrześniu 1973 r. wziął udział w turze koncertowej zespołu Niemena po RFN i Holandii. W listopadzie 1973 r. zespół Niemena z Piotrem Dziemskim grającym na perkusji dokonuje pierwszych nagrań w studio Polskiego Radia. Jedno z tych nagrań „Smutny Ktoś i biedny Nikt” Polskie Radio zamieściło na dwupłytowym albumie „Pamiętam ten dzień” (PRCD 1290–1291) w listopadzie 1974 r. Piotr Dziemski wziął także udział w nagraniu studyjnego albumu „Niemen Aerolit” z muzyką Czesława Niemena do wierszy wielkich polskich poetów (min. „Pielgrzym” i „Daj mi wstążkę błękitną” do wierszy Cypriana Kamila Norwida i „Kamyk” do wiersza Zbigniewa Herberta). Po nagraniu tej płyty w listopadzie 1974 r. zespół „Niemen” przemianowano na „Niemen Aerolit”. W dniu 9 maja 1974 roku podczas koncertu zespołu Czesława Niemena w klubie „Riviera” zarejestrowano suitę „41 Potencjometrów Pana Jana”, ...
Piotr Dziemski zmarł nagle 29 marca 1975 r. w wieku 22 lat z powodu błędów i zaniedbań w sztuce lekarskiej. Czesław Niemen poświęcił mu utwór „Epitafium pamięci Piotra” – zamieszczony na płycie Katharsis."
Dziś trudno wyobrazić sobie polską scenę muzyczną bez Niemena. Tak wiele osiągnął, tak wiele znaczył. Był wspaniałym człowiekiem - mądrym, prawym, skromnym i niezwykle wrażliwym. Wiem to z relacji osób, które miałem przyjemność spotkać i które miały zaszczyt z nim grać oraz pracować, takich jak Jan Błędowski, Józef Skrzek, Zbyszek Krebs czy znany krytyk muzyczny Marek Gaszyński.
Nieprzypadkowo napisał tekst „Dziwny jest ten świat”. I nieprzypadkowo jego niezwykła kariera zaczęła się właśnie od tego protest songu.
Był wielkim artystą. Największym artystą polskiej estrady. Najwybitniejszym muzykiem, jaki dotąd pojawił się na obszarze polskiego rocka. Wspaniały wokalista o niebywałym głosie, wybitny kompozytor, biegły multiinstrumentalista. Nie tylko autor tekstów, ale również poeta.
Był prekursorem wielu nurtów na polskiej scenie muzycznej – od rockowego soulu, przez progresywno-rockową poezję śpiewaną i rockowo-freejazzową awangardę, aż po muzykę elektroniczną.
Był moim wielkim idolem!
Czesław Niemen 1975 rok podczas pogrzebu Piotra Dziemskiego.
Autor zdjęć nieznany (znalezone w necie).
Około 1974 roku... Muzyka, muzyka, muzyka – była moim codziennym towarzyszem, pasją i ucieczką od szarej rzeczywistości. W tamtym czasie korzystałem z radia Zodiak - STEREO! - które umożliwiało mi nagrywanie audycji Piotra Kaczkowskiego, takich jak MiniMax. Nagrania te rejestrowałem na magnetofonie szpulowym, niestety mono, co jednak nie przeszkadzało mi w czerpaniu radości z muzyki.
Dwadzieścia parę lat później znów wracałem do tych nagrań - już z CD, ale z tym samym wzruszeniem. Na nowo odkrywałem brzmienia zespołów takich jak King Crimson, Jethro Tull, The Doors, Yes, Janis Joplin, Frank Zappa, Mike Oldfield, Procol Harum, Rick Wakeman, Andreas Vollenweider, Kate Bush, Vangelis, Pink Floyd, a także mojego młodzieńczego idola - Czesława Niemena.
Te muzyczne podróże w czasie pozwalały mi nie tylko na odświeżenie wspomnień, ale także na głębsze zrozumienie i docenienie artystów, którzy kształtowali moje muzyczne gusta i światopogląd.
Magnetofon Unitra - ZK 140 T