,,Fotografdia nie jest związana z patrzeniem lecz z czuciem.
Jeżeli nie czujesz nic w tym na co patrzysz, nigdy nie uda Ci się sprawić,
aby ludzie patrząc na Twoje zdjęcia cokolwiek odczuwali."
Don McCullin
Wszystko zaczęło się od pierwszego „pstryku” - niewinnego naciśnięcia migawki, które z czasem przerodziło się w życiową pasję. Odkrywałem magię światła i cienia.
Lata 60. i 70. to czas nauki, pierwszych sukcesów, ale i wyzwań - od ograniczeń technicznych po emocjonalne zawirowania.
Ta podstrona to opowieść o mojej drodze przez świat fotografii - od analogowych początków, przez cyfrowe rewolucje,
aż po momenty zwątpienia i powrotu do korzeni.
-już jako chłopiec pstryknąłem pierwsze zdjęcie, Aleksander
-rodzic pokazał ... co ... jak ...
- w domu gdzie mieszkaliśmy, -stare budownictwo pełne zakamarków, komórek
-wygospodarzył ciemnię fotograficzną z prawdziwego zdarzenia z pełnym wyposażeniem, powiększalnik maskownica, koreks i inne niezbędne akcesoria.
Wówczas, lata 60-te pojęcia; -digital, auto-fokus, matryca, zapis cyfrowy, preselekcja czasu/przysłony, symulacja ekspozycji no i ... internet nie istniały!
-Wszystko było inne.... i zgoła nie-oczywiste.
Dekadę potem: -cudowne lata 70-te moja już bardziej świadoma obsługa aparatu fotograficzne. Nadzwyczajne również z perspektywy muzyki jaka wówczas rozbrzmiewała, grona przyjaciół, wieku młodzieńczego ...cały świat należał do nas!
Kiedyś każde naciśnięcie migawki łączyło się z analizą, namysłem.
Materiał światłoczuły, -błona fotogrsficzna, (wówczas najlepiej ORWO o ile była dostępna), gdzie mogłem wykonać 35-36 zdjęć na jednym filmie -więc uwieczniałem tylko ważne, np. rodzinne wydarzenia. -aparat na klisze uczył myślenia, szacunku dla kadru każda klatka była cenna.
Dziś, poza nieograniczoną ilością zdjęć jakie mogę zrobić, ale co bardzo, bardzo praktyczne.
-Nie muszę zastanawiać się jaki film (jakiej czułości) będzie pasował do planowanych zdjęć. -
To tak jakbym miał w aparacie wszystkie dostępne błony fotograficzne świata! -genialne !!!
W latach 1966-73 pstrykałem aparatem rodzica, -Zorka4. To właśnie na tym sprzęcie zrozumiałem zależność czasu, przysłony, czułości filmu itd.
Rok 1974.
-Spełnione marzenie:
-własna lustrzanka! -Zenit E.
Wycieczka turystyczna!?? -do Mińska.
Zaraz potem, powiększalnik jak również pozostałe wyposażenie niezbędne do samodzielnej obróbki w ciemni fotograficznej. Mieszkałem już wówczas na ,,swoim" /nowe budownictwo/ rolę ciemni pełniła łazienka.
Długo, ..... bardzo długo służyła mi moja radziecka podróbka Leica(i).
Rok 1988
Emigracja:
(-właściwie oficjalnie .... wyjazd turystyczny za zachodnią granicę)
Tu w Niemczech zabrakło całego warsztatu.
Do walizki zapakowałem tylko Zenita .....i parę drobiazgów osobistych.
Negatywy oddawałem do wywołania w specjalnym stoisku sklepu gdzie właśnie wpadłem „po zakupy”.
Po paru dniach zdjęcia były gotowe, zrobione zapewne przez jakąś Kodak-(owską) maszynerię czytaj -automat...... maaaa-saaa-kraaa ! Potem krótki epizod z kamerą VHS-C. Fakt możliwości natychmiastowej weryfikacji nagranego materiału, -podłączenie kamery do TV ... (i oglądamy) -była zapewne przyczyną chwilowej ,,zdrady” fotografii na rzecz kadru ruchomego.
To właśnie owe ustrojstwo (kamerę) zabrałem po raz pierwszy na koncert muzyczny.
Rok 1992 -Düsseldorfer Jazz-Rally -Zbigniew Namysłowski z bardzo młodym wówczas Leszkiem Możdżerem.
Mam parę kaset zachowanych z tamtego czasu.
Rok 2002
-Ważny element pasji.
–to wówczas wszystko zaczęło przaspieszać.
W domu pojawiło się jakieś ustrojstwo... komputer!
A chwilę później - pyk! - podłączam się do internetu. Wtedy to było jak wejście do innego świata.
W sieci zaczynają kiełkować pierwsze fotoportale, a ja wrzucam tam swoje zdjęcia. I nagle... moje fotografie oglądają inni ludzie. Obcy! Internauci! Właśnie wtedy przyszedł mi do głowy pomysł, żeby połączyć dwie moje pasje - fotografię i muzykę.
Od tego momentu aparat towarzyszy mi niemal na każdym koncercie i festiwalu. Zaraz potem pojawiły się pierwsze pytania o możliwość wykorzystania moich zdjęć. Anna Maria Jopek, Melanie Lüther Management, a nawet... Oscar Giunta z Argentyny.
A potem? Internet zrobił swoje - nawet tu, na obczyźnie, poznałem wielu ludzi z muzycznego świata.
Wszystko zaczęło się od muzyka o pseudonimie „Ptak” (Christoph Wrobel). Zauważył jedną z moich fotografii, zadzwonił i zapytał, czy może ją wykorzystać.
Dziś? To mój przyjaciel. Wspólnie - wraz z innymi muzykami - tworzymy i nagrywamy w Studiu P&S.
To kolejny etap mojej pasji - już nie tylko rejestruję dźwięki obiektywem, ale też pomagam opowiadać historie dźwiękiem i obrazem.
Rok 2002
Pierwsza „cyfrówka”
Padło na Canona trochę przypadkiem. Model Powershot A40 - sensor 5,4 × 4,0 mm, całe 2,0 Mpix! A na karcie 8 MB mieściło się aż 50 zdjęć! W końcu mogłem się wypstrykać do woli!
Optyka i podstawowe funkcje aparatu nie były mi obce, ale... co to są te piksele? Matryca? Co to potrafi? Jak to ustrojstwo w ogóle działa? Wszystko musiałem ogarnąć od nowa, zrozumieć, rozpracować.
Aparacik okazał się małym komputerkiem. Przenośnym, sprytnym, i coraz bardziej intrygujäcym
Początkowo byłem w gronie sceptyków - przekonany, że błona fotograficzna nigdy nie zostanie zastąpiona przez jakąś tam... matrycę. Dla mnie kluczowa była plastyka obrazu - i wtedy wyraźnie widziałem różnicę między kliszą a „cyfrą."
Rok 2008
-czas zmian
Po sześciu latach zabawy z kompaktowym aparatem i obserwacji, jak szybko rozwija się cyfrowa technologia zapisu obrazu, musiałem zrewidować swoje poglądy. Przyszedł moment, żeby sięgnąć półkę wyżej. Czas na coś poważniejszego. Marka? Oczywiście Canon - decyzja była jasna. Powershot A40 nigdy mnie nie zawiódł i do dziś działa bez zarzutu.
Nowy nabytek to lustrzanka EOS 400D - matryca 10,1 Mpix, ISO 100-1600, zapis w formacie RAW... Wszystko, co wtedy było najważniejsze. Idealny sprzęt do dalszego rozwoju w cyfrowej fotografii.
Ale… XXI wiek pędzi jak szalony. Moja „czterystka” po zaledwie dwóch latach musiała ustąpić miejsca nowszemu modelowi. Szaleństwo!
A przecież mój Zenit służył mi bez mrugnięcia przez ..... 28lat!
Rok 2010
"Nowa Puszka" - Canon Eos 50D (15Mpix, zakres ISO 100-6400 z możliwością rozszerzenia do 12800)
Na początku jego cena wydawała mi się zbyt wygórowana, więc uzbrojony w cierpliwość, postanowiłem poczekać jeszcze „chwilę”.
W końcu cena spadła do „rozsądnego” poziomu… i wtedy moja autokontrola osiągnęła absolutne granice. Nie mogłem się oprzeć - i dobrze!
Trafiłem w dziesiątkę - nie tylko z ceną, ale przede wszystkim dlatego, że nowy aparat idealnie wpasował się w moją pasję: fotografowanie Muzycznych Emocji.
-Niestety… nie trwało to długo.
22 kwietnia 2014 – dzień, którego długo nie zapomnę.
To wtedy skradziono mi aparat.
Zniknął wraz z całym wyposażeniem: fleszem, obiektywem i uchwytem pionowym. Cały mój warsztat - nagle, bez śladu.
Do dziś nie potrafię w pełni pogodzić się z tą stratą.
Bo to nie był tylko sprzęt. Skradziono mi coś znacznie więcej - emocje, pasję, zapał. To, co przez lata było moją codziennością, moim oddechem.
Był to okres 2014-2016, kiedy wspólnie z kilkoma muzykami założyliśmy Związek Polskich Muzyków w Niemczech - Oktawa e.V. Organizowaliśmy wiele koncertów i imprez muzycznych, a naszą siedzibą stał się wspaniały, przestronny lokal Glüder w Solingen.
To właśnie tam, po jednej z imprez, nagle zorientowałem się, że zaginął mój aparat. To był dla mnie wyjątkowo trudny czas. Moja rola nie ograniczała się wtedy tylko do fotografii - niestety często odkładałem aparat, by zająć się obsługą gości. Bywało, że pełniłem funkcję biletera, innym razem - barmana. Jako Oktawa e.V. przeżywaliśmy wtedy spory kryzys, ale dla mnie kradzież sprzętu była momentem przełomowym. To właśnie wtedy zakończyłem swoją aktywną współpracę ze związkiem.
Po tym zdarzeniu zapadła we mnie cisza. Nastał rok fotograficznego milczenia - czas wewnętrznej pustki, swoistego niebytu.
Każdego dnia towarzyszyło mi uczucie przytłoczenia, jakby ktoś zamknął we mnie światło. Przeszedłem przez bardzo trudny okres
- coś, co najbliżej można określić jako stan pourazowy
Rozmyślenia w tonacji ciszy -(12.03.2015)
Wszystkie te lata z aparatem w ręku - na koncertach, podczas spotkań kulturalnych, wśród ludzi o podobnej wrażliwości
- ukształtowały mnie nie tylko jako fotografa, ale też jako człowieka.
Fotografia pozwoliła mi uchwycić to, co niewidzialne: emocje, dźwięki, ulotne chwile pomiędzy.
To właśnie w muzyce - mojej drugiej wielkiej pasji - nieustannie odnajduję inspirację i siłę, by iść dalej.
Choć nigdy nie robiłem tego dla pieniędzy, każdy odbiorca moich zdjęć, każda reakcja, każde dobre słowo - znaczą dla mnie bardzo wiele.
Ponad 207 700 odwiedzających (stan maj 2025) moją stronę to dla mnie dowód, że moja praca dociera do ludzi - i to jest największa nagroda.
aktualizacje 11.06.2025 -209986
31.08.2025 MAGIX zakończył współpracę. Obecnie pracuję aby najważniejsze albumy/zdjęcia przenieść na tę stronę. Zdjęcia/Albumy są na następnych zakładkach.
Dopóki będę mógł widzieć, słyszeć i czuć - będę malował światłem. Z nadzieją, że ktoś, gdzieś tam - zatrzyma się, spojrzy… i usłyszy muzykę w moich zdjęciach.